Poszłam wczoraj na Pokłosie. Film, który bardzo zabolał. Trafił w jakieś czułe punkty, tak bardzo, że w czasie napisów
końcowych, a nawet gdy zapalały się już światła, nie poruszyłam się ani na
chwilę i nie miałam na to ochoty. Jakiś taki smutek i myśl, że człowiek to
jednak największa bestia na świecie.
"Co cię naszło?"
"A bo ja wiem? Tyle rzeczy
jest nie w porządku na tym świecie... Ale ja myślę, że są rzeczy bardziej nie w
porządku niż inne".
Tak, widoczny jest w Pokłosiu podział
na tych dobry i tych złych. Tak widoczny, że aż razi w oczy. Są ci, którzy nie
myśląc o sobie, swojej rodzinie i konsekwencjach swoich czynów starają się
naprawić świat, choćby jego cząstkę. Ale są też i tacy, którzy zrobią wszystko
by lokalne brudy zostały pochowane, zakopane głęboko i pozostawione w spokoju.
Ale czy to przeszkadza w odbiorze filmu? Brak szarości, brak
psychologizacji postaci, nie – bo tu nie chodzi o jednostki, tu chodzi o
zbiorowość – ludzi tej jednej podlaskiej wsi, w której wiele lat temu wydarzyła
się niewybaczalna tragedia, której echa odbijają się po ścianach lasów, pół i
bagien do dziś. Echa zamordowanych w bestialski sposób setek ludzi.
Film oparty na
konwencji thrillera, zagadka pogania zagadkę, których rozwiązanie powoli
wiedzie do odkrycia bolesnej prawdy o przeszłości, a także historii rodziny
dwóch głównych bohaterów.
Zaczyna się od tego, że Józek (niesamowity Maciej Stuhr) niszczy jedną z dróg, która jak się dowiedział utwardzana została za pomocą nagrobków żydowskich. Nie mógł się z tym pogodzić, więc nagrobki zabrał i postawił na swoim polu. Odgrzebanie tych nagrobków to jakby odgrzebanie przeszłości, o której nikt nie chce pamiętać, nikt nie chce wiedzieć. Ujawnienie tej historii oznaczałoby utratę dobrego imienia przez wspólnotę, dlatego ta broni się jak tylko może - wykluczając Józka ze swego grona, uważając go za wariata, zagrożenie, które trzeba wyeliminować. Franek - brat Józka, wraca do rodzinnej miejscowości po 20-letnim pobycie w Stanach i zauważa, że jego rodzony brat stał się we wsi czarną owcą. Usiłuje się dowiedzieć dlaczego tak się stało - to, co odkryje wstrząśnie nie tylko nim, ale całą wsią, z czasem całą Polską a nawet i światem.
Zaczyna się od tego, że Józek (niesamowity Maciej Stuhr) niszczy jedną z dróg, która jak się dowiedział utwardzana została za pomocą nagrobków żydowskich. Nie mógł się z tym pogodzić, więc nagrobki zabrał i postawił na swoim polu. Odgrzebanie tych nagrobków to jakby odgrzebanie przeszłości, o której nikt nie chce pamiętać, nikt nie chce wiedzieć. Ujawnienie tej historii oznaczałoby utratę dobrego imienia przez wspólnotę, dlatego ta broni się jak tylko może - wykluczając Józka ze swego grona, uważając go za wariata, zagrożenie, które trzeba wyeliminować. Franek - brat Józka, wraca do rodzinnej miejscowości po 20-letnim pobycie w Stanach i zauważa, że jego rodzony brat stał się we wsi czarną owcą. Usiłuje się dowiedzieć dlaczego tak się stało - to, co odkryje wstrząśnie nie tylko nim, ale całą wsią, z czasem całą Polską a nawet i światem.
Pasikowski stawia
niewygodne pytania o przeszłość. O relacje polsko – żydowskie. O Jedwabne i
podobne mu historie. Pojawiały się opinie, że Pokłosie to film antypolski. Dlaczego? Bo
sięga po tematy i historie, którą do dziś są u nas tabu? Bo pokazuje, że Polacy
też byli mordercami? Bo mówi, że wśród Polaków też byli i tacy, którzy Żydów
nienawidzili?
Polacy to naród,
którzy kocha romantyczną tradycję, martyrologię i ciągłe wspominanie tego, jak
to nam było źle. Zapominamy o tym, że my też nie jesteśmy bez winny. Dlaczego
Pokłosie tak oddziaływa na widza. Nie możemy uwierzyć w to zło. Zło, które
siedzi w drugim człowieku. Siedziało za czasów wojny i nadal tam jest. I to
boli, przeraża – co ludzie byli w stanie zrobić drugiemu człowiekowi, nie
Żydowi – sąsiadowi.
Podsumowując: Idź do kina. Pokłosie jest warte tych kilkunastu złotych. Zobaczysz historie i dramaty, które bywają zazwyczaj przemilczane. Na pewno nie pozostaniesz obojętny.
8/10
1 Comments